Wracałem wczoraj z rodzinką ze Świąt. W przerwie pomiędzy różnymi grami i zabawami udało mi się posłuchać radiowej Jedynki.
Trafiłem na audycję o gospodarce. Tam wyemitowano materiał o nowelizacji PZP.
Rzecz dotyczyła in-house i branży odpadowej.
Pamiętasz, jak pisałem o niedopuszczalnej manipulacji w dopuszczalnym lobbingu?
To, co puściła Jedynka było kolejnym przejawem takiej manipulacji. Tym razem wykonanej – o zgrozo – za pomocą dziennikarza publicznej rozgłośni.
Dziennikarz przygotował swój materiał wyłącznie w oparciu o wypowiedzi dwóch przedstawicieli wykonawców zainteresowanych utrzymaniem status quo.
Przeciętny słuchacz dowiedział się m.in., że nowelizacja w zakresie in-house powinna nosić nazwę ustawy o propagowaniu korupcji, że w wyniku wejścia w życie projektowanych przepisów pracę straci 18 tys. osób, że za parę lat przyjdzie nam zapłacić dużo wyższe opłaty za śmieci (o 15-50%)…
Ani słowa o tym, że:
- przed 2012 rokiem nie było przetargów na odbiór/zagospodarowanie odpadów,
- odbiorem/zagospodarowaniem zajmowały się jednostki gminne,
- in-house jest przewidziane w prawie unijnym i są państwa, które z tego korzystają
- obecny projekt jest kompromisem, ponieważ nie wyłącza in-house’ów z PZP (co było projektowane pierwotnie) tylko pozwala na udzielenie zamówienia z wolnej ręki (ale pozwala też na zorganizowanie przetargu)
- problemem nie musi być samo PZP tylko ustawa o utrzymaniu czystości i porządku w gminach.
Dziennikarz nie zadał sobie trudu, by zweryfikować informacje przedstawiane przez przedstawicieli branży odpadowej (choćby te 18 tys. osób).
Nie ustalił, jak jest w Niemczech, Austrii, Francji, Czechach etc.
Nie sprawdził, jak się ma powierzenie zamówienia własnej spółce samorządowej do korupcji.
Nie zastanowił się, czy aby na pewno wójt, burmistrz, prezydent pozwoli sobie na drastyczne podniesienie opłat za śmieci ryzykując gniew mieszkańców gminy.
Nie dotarł do doniesień o nieprawidłowościach przy odbiorze/zagospodarowaniu odpadów motywowanych chęcią obniżenia kosztów.
Nie przypomniał sobie o protestach niektórych samorządowców towarzyszących wprowadzaniu ustawy odpadowej – ich głos być może zrównoważyłby głos przedsiębiorców.
A potem środowisko dziennikarskie oburza się, kiedy ktoś mówi, że dziennikarze są „statywami do mikrofonów„.
Nie mam pretensji do przedstawicieli wykonawców – ich świętym prawem jest dbanie o interesy branży.
Ale mam pretensję do dziennikarza poważnej rozgłośni radiowej, że staje się ich tubą propagandową.
{ 0 komentarze… dodaj teraz swój }