Dwa tygodnie temu opisałem, jak zostałem bezczelnym opozycjonistą. W ubiegłym tygodniu odbyła się rozprawa: KIO uwzględniła moją opozycję. Niedoszły przystępujący mógł jedynie przyglądać się rozprawie z perspektywy publiczności.
Jedno starcie wygrałem… w przeciwieństwie do sprawy. KIO oddaliła odwołanie. Z niecierpliwością czekam na uzasadnienie, jeżeli doszukam się w nim ewidentnych „błędów i wypaczeń” rozważymy zaskarżenie wyroku do sądu.
Najpewniej wyrok ten omówię i skomentuję na blogu – uczciwie zastrzegając, że jestem w sprawie stroną, nie zaś neutralnym glosatorem.
Wracając zaś do opozycji, to między nami mówiąc orzecznictwo, które przywołałem w opozycji (por. KIO 306/12) wcale nie jest bez skazy.
O ile rozumiem i popieram argumentację, zgodnie z którą wykonawca „prawomocnie” (tj. decyzja zamawiającego o odrzuceniu oferty nie została zaskarżona do KIO) odrzucony przestał być wykonawcą, o tyle zupełnie nie zgadzam się z poglądem, iż nie wniesienie środka ochrony prawnej na czynność odrzucenia „pozbawia go również interesu w uzyskaniu zamówienia”.
Dlaczego?
To proste. W art 185 ust 2 PZP nie ma mowy o „interesie w uzyskaniu zamówienia”. Przepis ten operuje wyrażeniem „interes w uzyskaniu rozstrzygnięcia na korzyść strony do której przystąpił” – a to zupełnie co innego.
Nie wiem, czemu miało służyć dodanie tego nieszczęsnego fragmentu o interesie w uzyskaniu zamówienia. Moim zdaniem wprowadza to zupełnie niepotrzebny zamęt w klarownej argumentacji. Ktoś, kto to pisał poszedł „o jeden most za daleko”.
Czasem warto szybciej postawić kropkę… co niniejszym czynię.
{ 0 komentarze… dodaj teraz swój }