Urząd Zamówień Publicznych opublikował wyniki analizy ogłoszeń pod kątem stosowania kryteriów oceny ofert.
Zgodnie z oczekiwaniami (przynajmniej moimi) odsetek postępowań z ceną 100% spadł drastycznie: z 93% do 33%. Podobnie drastycznie wzrósł odsetek postępowań z co najmniej dwoma kryteriami: z 7% do 67 %.
Nie mam czasu na zgłębianie metodologii tych badań. Z pobieżnej lektury wnioskuję, że badane były ogłoszenia o udzieleniu zamówienia opublikowane po wejściu w życie przepisu wymuszającego wprowadzenie kryteriów pozacenowych.
To oznacza, że badaniami zostały objęte również postępowania prowadzone jeszcze na starych zasadach.
Jeżeli mam rację, to wkrótce okaże się, że waga przechyli się jeszcze bardziej na rzecz dwóch i więcej kryteriów.
A propos wagi.
W większości przypadków dodatkowemu kryterium przypisano niewielkie znaczenie.
Średnia waga dla najpopularniejszego „terminu realizacji/dostawy” wyniosła zaledwie 11%. Drugie miejsce na podium zajęła „gwarancja/rękojmia” ze średnią na poziomie 10%.
Co ciekawe, przy bardziej „wyszukanych” kryteriach (jakość; wiedza i doświadczenie), średnia waga jest wyraźnie wyższa – sięga imponujących 19%.
Nie jestem socjologiem i interpretacja takich danych nie jest moją specjalnością. Pozwól jednak, że pokuszę się na jakieś wnioski.
Dane (w tym też te, o których tu nie pisałem) wskazują, że w wielu postępowaniach zamawiający poszli po najmniejszej linii oporu (miałem napisać „odrobili pańszczyznę”, ale nie chcę nikogo urazić).
Po pierwsze, w 92 % wprowadzili tylko jedno dodatkowe kryterium nie siląc się na płodniejszą twórczość.
Po drugie, w 69% zamawiający oceniali termin (dostawy, realizacji, gwarancji, płatności, reakcji).
Sądzę, że ogromna większość tych postępowań przed 19 października prowadzona byłaby w klasycznym systemie (cena – 100%)
Zaskoczeniem dla mnie były wyniki w zakresie „jakości” oraz „wiedzy i doświadczenia” (mam nadzieję, że to ostatnie kryterium zastosowano wyłącznie przy usługach niepriorytetowych).
Wprawdzie daleko tym kryteriom do powszechności (łącznie skromne 15%), ale ich średnia waga pozwala przypuszczać, że kryteria te zostały zastosowane świadomie: możemy zapłacić więcej, ale za lepszą jakość (świadczeń i wykonawców).
Nie jestem entuzjastą nowego rozwiązania – jest zbyt sztywne i zapewne nie sprawdzi się we wszystkich 200.000 postępowań przeprowadzanych co roku w Polsce. Poza tym nie rozumiem o co chodzi w art. 91 ust 2a po słowach „jeżeli dodatkowo”.
Nowelizacja zmusiła jednak zamawiających do zarzucenia sztampy i do przyjrzenia się swoim postępowaniom z perspektywy celu, do którego się zmierza.
Tego nigdy dość.
{ 3 komentarze… przeczytaj je poniżej albo dodaj swój }
Przeczytałem w GW 2021.12.2014 artykuł Artura Kiełbasińskiego, w którym cytuje się również Pana. Pan mówi o grzechu urzędniczej pychy, a z tekstu bije przekonanie o urzędniczej zachowawczości i braku umiejętności przy stosowaniu pozacenowych kryteriów. A ja się pytam po co zmuszono zamawiających do stosowania pozacenowych kryteriów – praktycznie zawsze przy „nie powszechnie dostępnych zamówieniach”. Potem są śmichy i drwiny z terminu 5% i gwarancji 5 %, że to sztuka dla sztuki. Prowadzę zamówienia publiczne na poziomie Gminy. Mamy np. zamówienie na roboty drogowe o wartości ok. 10 mln. Staramy się już etap projektowania przeprowadzać bardzo starannie. Rozmawiamy z projektantem o technologii drogi, o standardach oświetlenia ulicznego, konsultujemy organizację ścieżek rowerowych, sposób odwodnienia. Omawiamy również konstrukcję przedmiarów robót i jakość specyfikacji technicznych. Konstruujemy projekt umowy i pozostałe warunki postępowania. Wyznaczamy dość wysokie ale niedyskryminacyjne warunki wiedzy i doświadczenia aby mieć pewność, że wystartują firmy poważne – choć słynny przepis art. 26 ust.2b pozwala na udział w postępowaniu praktycznie każdemu ( to jest dopiero problem rozwalający system !!) Ustalamy okres gwarancji na 3 lata co nas w pełni zadawala. Ustalamy realny „bezpieczny” termin wykonania.
Otóż chcę powiedzieć, że dokładnie wiemy co i jak mamy do wykonania. Projekt jest przemyślany, rozwiązania optymalne, a więc nie ma co dyskutować o jakości – bo jakość jest opisana projektem. Uważamy obiektywnie, że termin gwarancji jest optymalnie dobrany zarówno dla nas jak i dla wykonawców – nie widzimy potrzeby aby wykonawcy licytowali się w tym zakresie. Znamy takich co dla zdobycia kontraktu zadeklarują i 100 miesięcy gwarancji ( i wydłużonej rękojmi) ! Po co ta zabawa ? Nie zależy nam specjalnie na szybszym wykonaniu – droga nie ma strategicznego zdarzenia, nie chcemy aby wykonawcy zarzynali się tempem robót. Wzór umowy określa standardowe, „sprawiedliwe” kary dla obu stron. Oto dochodzimy do sytuacji, w której chcemy wybrać spośród rzetelnych, spełniających wszystkie postawione warunki i nasze oczekiwania, najtańszego wykonawcę (z zastrzeżeniem rażąco niskiej ceny). Dlaczego więc , w omawianym postępowaniu, jedyne kryterium ceny jest złe ? Co ja mam dodawać ? „Aspekty środowiskowe, społeczne, innowacyjne, serwis” ? Ładnie to wygląda w ustawie na papierze, ładnie to sobie posłowie wymyślili – proszę stosować w praktyce ! Co my zrobimy z naszym przetargiem ? Ano pojawi się wyśmiewane kryterium terminu tylko dla tego, że jesteśmy zmuszeni przez prawo. Oczywiście nie wykluczam, że w innym, mniej typowym postępowaniu warto stosować pozacenowe kryteria
Łatwo jest narzekać na urzędników. Trudniej zaproponować sensowne praktyczne rozwiązania. Próby wplatania na siłę do kryteriów „aspektów środowiskowych, społecznych i innowacyjności” często kończy się kabaretem
Szanowny Panie, dziękuję za wiadomość.
Niestety tekstu red. Kiełbasińskiego nie miałem okazji (jeszcze) przeczytać. Mam nadzieję, że nie włożył w moje usta słów, których autorem nie jestem. Nie powiedziałem, ani nie napisałem niczego o „grzechu pychy”. Wysłałem tekst, który ma się ukazać w całości na wyborcza.biz – poświęcony jest niedoskonałości rozwiązania z art. 91 ust 4 i 5 PZP.
Moje stanowisko dot. dodatkowych kryteriów prezentowałem na blogu kilkakrotnie:
29 lipca napisałem: „Pogląd, iż za całe zło odpowiada „cena 100%” trafił w końcu do ustawy. Teraz zamawiający będzie musiał się natrudzić, by wykazać, że może użyć tylko jednego kryterium. Pewnie więc trudzić się nie będzie – wprowadzi kryterium termin realizacji, jako „nie krótszy niż…”. Wszyscy będą podawali właśnie ten najkrótszy termin i de facto rozstrzygać będzie tylko cena. Nie wieszczę tu więc rewolucji.”
Pogląd miejscami zbieżny z Pańskim wyraziłem 27 października tu.
8 grudnia napisałem: Nie jestem entuzjastą nowego rozwiązania – jest zbyt sztywne i zapewne nie sprawdzi się we wszystkich 200.000 postępowań przeprowadzanych co roku w Polsce. Poza tym nie rozumiem o co chodzi w art. 91 ust 2a po słowach „jeżeli dodatkowo”.
Zgadzam się z Panem, że w wielu przypadkach kryterium ceny jest w zupełności wystarczające (choć nie zawsze).
Takie zmiany, jak ta wypaczają charakter ustawy. Ona powinna być na tyle elastyczna, aby dało się ją zastosować do tych 200.000 postępowań. Narzucanie zamawiającym kryteriów to krok w przeciwną stronę. Poza tym psuciem ustawy (o tym też już chyba pisałem) jest jej zmienianie pod wpływem mitów (problem „ceny 100% jest takim mitem), bez solidnego zbadania potrzeby wprowadzenia zmiany i jej skutków.
Natomiast – skoro już mamy takie prawo, jakie mamy – to warto poszukać jakichś plusów. Do tych zaliczam to, że wielu zamawiających zaczęło przykładać większą wagę do przygotowania postępowania, do kryteriów, a zatem i do celu, do którego zmierza poprzez udzielenie zamówienia. Proszę mi wierzyć, znam wielu zamawiających, czytam wiele specyfikacji z całej Polski – przykro mi to pisać, ale w wielu przypadkach dokumentacja jest przygotowywana niechlujnie, na kolanie, bez jakiejkolwiek koncepcji. Często to jest bezmyślne kopiuj-wklej. Plusem noweli jest to, że wymusiła ona na niektórych przyjrzenie się własnym przetargom.
Jutro przejdę się do kiosku i kupię egzemplarz gazety. Być może jeszcze wrócę do tematu.
Pozdrawiam serdecznie
Maciej Lubiszewski
Wczoraj przeczytałem artykuł w sob-ndz. Wyborczej. Autorem słów, o których Pan Jakub wspomniał był Robert Jaroszewski – współautor bloga. Odpowiedziałem natomiast ja.
Nie wynika to z mojego egocentryzmu, a z pewnego zbiegu okoliczności: 1. komentarz Pana Jakuba znalazł się pod moich tekstem i trafił jako adresowane do mnie; 2. red. Kiełbasiński przyjmując mój tekst do art 91.4 i 5 PZP napisał mi, że być może wykorzysta jego część w swoim tekście – ostatecznie nie wykorzystał, ale o tym dowiedziałem się dopiero po kupieniu Gazety.
Mimo to, zdanie swoje podtrzymuję. Myślę zresztą, że w wielu kwestiach zgadzamy się z Panem Jakubem.