Wczoraj był dzień wyjątkowy. Moje dziecko pozwoliło mi obejrzeć fragment programu informacyjnego. Byłem w takim szoku, że nawet nie wiem, co to było i na jakiej stacji. Inna sprawa, że szczęście nie trwało zbyt długo…
Akurat trafiłem na materiał o zakupie samochodów przez Ministerstwo Finansów, w szczególności luksusowej „gabloty” dla urzędu skarbowego w Lublinie. Okazuje się, że donosiły o tym również inne media.
Znowu wyszło, że niektóre samochody zostały opisane jako „pięciodrzwiowy sedan„, co w praktyce oznacza Skodę Superb. Nie chcę się powtarzać – odsyłam do tego wpisu.
Poza tym dziennikarze uznali, że w takim postępowaniu prawodawca wprowadził dodatkowe (naturalnie obok ceny) kryteria oceny ofert. Jak zapewne wiesz, chodzi o kryteria proekologiczne wprowadzone Rozporządzeniem Prezesa Rady Ministrów z 10.05.2011 r. (Dz.U., Nr 96, poz. 559). Odnoszą się do zużycia energii, emisji dwutlenku węgla i tlenków azotu, cząstek spalin oraz węglowodorów. Ergo, cena 100% była niezgodna z prawem.
Oczywiście daleki jestem od bronienia fiskusa. W czasach zaciskania pasa zakup samochodu za ćwierć miliona to gruba przesada. Szkoda jednak, że dziennikarze kolejny raz nie stanęli na wysokości zadania. Uważam bowiem, że jak się formułuje zarzuty naruszenia rozporządzenia, trzeba je przeczytać od deski do deski.
Otóż § 2 tego rozporządzenia wyłącza obowiązek wprowadzania dodatkowych kryteriów oceny ofert, jeżeli SIWZ zawiera wymogi odnośnie zużycia energii, emisji dwutlenku węgla, tlenków azotu etc. Jeżeli więc Ministerstwo narzuciło wykonawcom parametry proekologiczne w specyfikacji, miało pełne prawo do posłużenia się jedynym kryterium (czyli standard polski: cena 100%).
Przy okazji zwróć uwagę, że rozporządzenie odnosi się do „zamówień publicznych na zakup pojazdów samochodowych” (§ 1 rozporządzenia). Pomijam już urzędniczą nowomowę („kierujący pojazdem marki Fiat”, zamiast po prostu „kierowca Fiata”) – to pewnie wynika z siatki pojęć wykorzystywanej już w polskim prawie.
Zastanawia mnie, jak rozumieć słowo „zakup”. W Prawie zamówień publicznych to pojęcie nie występuje – tam mamy „dostawę„. Widzę dwie możliwości: a. prawodawca miał na myśli „dostawę”, ale użył określenia bardziej potocznego; b. prawodawca celowo użył pojęcia „zakup”.
Tak czy inaczej wychodzi na to, że rozporządzenie obowiązuje przy nabywaniu pojazdów na podstawie umowy sprzedaży – tylko tam można mówić o „zakupie”, ale już nie przy np. leasingu. W grę pewnie wejdą umowy nienazwane, na podstawie których dochodzi do „zakupu” samochodu.
Zamieszanie związane z użyciem tego feralnego słowa jest (lub może być) tak duże, że myślę, że doszło do niego z powodu zwykłej, dość częstej w polskiej legislacji niechlujności.
{ 0 komentarze… dodaj teraz swój }