Jakiś czas temu napisałem o ciekawej metodzie liczenia terminów do wniesienia odwołania. Jeżeli termin ten przypadał na sobotę, to odwołanie można było wnieść w poniedziałek.
Taką – jakże liberalną – wizję roztoczył nie byle kto, bo Wiceprezes UZP.
Sformułowałem wówczas pewne wątpliwości co do tego pomysłu. Napisałem wręcz, że poczekam na pionierów i zobaczę co na to KIO.
Kilka dni temu rozmawiałem z kimś.
Z kim?
Nie zdradzę. Chyba że na torturach.
Z wiarygodnego źródła wiem, że KIO zdecydowała, iż pozostaje przy dotychczasowych regułach liczenia terminów…. do czasu zanegowania tych reguł przez sąd okręgowy.
Nie lubię dotychczasowych reguł. Terminy są i tak zbyt krótkie.
Ale podoba mi się stanowisko KIO.
W państwie prawa (nie śmiej się!) sprawy tego typu powinny być załatwiane przez ustawodawcę lub przez sąd. Ale nie przez Wiceprezesa UZP. Piszę to mimo wielkiego szacunku i sympatii dla Pana Dariusza Piasty.
Żałuję tylko, że stanowisko KIO nie zostało upublicznione.
Sprawa pachnie klinczem podobnym do sporu o udostępnianie wiedzy i doświadczenia przez podmiot trzeci.
Liczę, że przy pierwszej nadarzającej się okazji, Prezes UZP (którego nie ma) zaskarży stosowne rozstrzygniecie Izby a sąd okręgowy (a jak trzeba to i Najwyższy) sprawę rozstrzygnie.
Tyle, że do tego potrzeba śmiałka, który wniesie odwołanie w poniedziałek zamiast w piątek.
Mi jakoś szkoda wpisu…
{ 1 komentarz… przeczytaj go poniżej albo dodaj swój }
http://prawo.gazetaprawna.pl/artykuly/873001,terminy-na-wniesienie-odwolania-sobota-znow-nie-jest-wolna.html