Kilka dni temu Profesor Ryszard Szostak zaprosił mnie do udziału w konferencji naukowej poświęconej elektronizacji zamówień publicznych: doborowe towarzystwo, Kraków, czerwiec – jak tu nie jechać!
Przy tej okazji zamieniliśmy kilka słów na temat platformy e-Zamówienia, która permanentnie pozostaje in statu nascendi i coś narodzić się nie może.
O odstąpieniu od umowy z Enterprise Services wie już całe środowisko zamówieniowe. Robert skomentował to w swoim niedawnym wpisie.
Ja pozwolę sobie na dwie uwagi:
po pierwsze, jest to kolejna odsłona zjawiska outsourcingu, w którym sfera publiczna się lubuje. Pisaliśmy o tym wielokrotnie: choćby tu, tu i tu.
Moim zdaniem outsourcing przyczynił się do powstania problemu umów śmieciowych (głównie w branży ochroniarskiej i usług sprzątania). Poza tym zwiększa ryzyko nieudolnego wykonania zamówienia przez podmiot, który przede wszystkim chce jak najwięcej zarobić, choćby kosztem jakości.
Czy naprawdę trzydziestoośmiomilionowego narodu nie stać na to, aby służby państwowe (ministerstwo, specjalny urząd, agencja, etc) zbudowały kompleksowy system informatyczny, pilnowały, by działał, by był bezpieczny, aktualizowały (np. ze względu na częste zmiany prawa) i udoskonalały?
Bez przetargów, za konkretne pieniądze (płacone godnie zarabiającym) i na światowym poziomie jakości (zapewnianym przez solidnie przygotowanych pracowników).
Utopia, co?
Biorąc pod uwagę dotychczasową praktykę (spółka, która „buduje” elektrownię atomową, kolejna od CPK, Polska Fundacja Narodowa i jej billboardy) faktycznie brzmię jak naiwniak. Ale uważam, że mam prawo oczekiwać od państwa rzetelnego wykonywania swoich zadań. Na takie państwo będę łożył z przyjemnością.
po drugie, obserwuję wśród projektodawców i prawodawców przekonanie o niedoskonałości projektowanych i przyjmowanych rozwiązań.
Tak odczytuję art. 4 PZP. Jak czytam ten przepis, słyszę, jak ustawodawca mówi mniej więcej coś takiego „ta ustawa jest upierdliwa, niejasna, same kłopoty będziesz miał z jej stosowaniem, więc masz tu taki przepis, abyś sobie ulżył„.
I niby nowa ustawa ma być dużo lepsza, a wyłączenia pozostały, tyle, że z jednego artykułu zrobiono pięć (art 9-14) – nie podoba mi się to „puszczenie oka do zamawiających”. Ustawa powinna być na tyle lekka, aby można było za jej pomocą kupić nawet wieniec na pogrzeb (przed wojną był zakup za zwykłym rachunkiem, jako jeden z ustawowych trybów).
To samo dotyczy elektronizacji. Od samego początku podchodzono do niej jak pies do jeża. Stąd odwlekanie budowy portalu, wejścia w życie rozdziału 2a, ograniczenie elektronizacji (obowiązkowej) do zamówień unijnych. Czuliśmy, że to nie wyjdzie.
I nie wyszło.
I dalej widzę takie nastawienie w projekcie nowego PZP. Mamy odrębny art. 70 dla postępowań unijnych (elektronizacja z podpisem elektronicznym) i art. 71 dla postępowań krajowych (forma dokumentowa składana przy użyciu środków komunikacji elektronicznej).
I już w głowie słyszę jak projektodawca mówi „z tym podpisem kwalifikowanym to będzie krzyż pański, ale Unia chce, to ma. Ale za to w naszych, krajowych postępowaniach będzie lżej„.
A ja – naiwny – chciałbym, aby w każdym postępowaniu było lżej, w końcu od tego mamy elektronizację.
{ 0 komentarze… dodaj teraz swój }